Witam:) dopiero się tu zalogowałam, nie miałam nigdy konta na takiego typu stronach, więc nie mam też doświadczenia. Poczytałam trochę Waszych wątków i widzę ze wszyscy sie tu szanują :) Zacznę od tego, ze w życiu bywało różnie. Ogólnie wierzyłam w Boga, chodź nie raz zdarzało mi się zwątpic. Modliłam się, czasami nie mając już sił, chciałam żeby było lepiej, ale nie raz wcale się nie polepszało, to właśnie wtedy przychodziły momenty zwątpienia. Jak na młodą osobę myślę ze dośc dużo przeszłam, widziałam dużo złych rzeczy i do tej pory one wracają. Zamknęłam się w sobie, ogarniał mnie smutek, dręczyła przeszłośc, byłam taką "czarną osobą"- tak to określę, bo tak mi przyszło na myśl. Czasami miałam myśli samobójcze, bywało też że modliłam się do Boga o to, by umrzec, by mnie zabrał i ulżył mi. Poznałam kilka lat temu pewnego chłopaka. Odmienił moje życie, zaczęłam je doceniac, wszystko mnie cieszyło. Zrozumiałam, że nie moge ciągle patrzec na to co zle, ale dużo się śmiac, doceniac to co mam. Nauczył mnie patrzec na te dobre rzeczy. Niestety, czasami wracały mi te smutki, złości. Płakałam przy nim często, mówiłam przykre rzeczy. Męczyło go to na pewno i martwił się o mnie zawsze. Pomagaliśmy sobie-ja jemu on mi. Zmienił moje życie jak nikt. Bylismy do tej pory razem i darzyliśmy sie silnym uczuciem. Nadal go kocham i on mnie również, ale skrzywdziłam go ostatnio bolesnymi słowami wypowiedzianymi w nerwach... Zostawilam go... Największy skarb, który odmienił moje życie. Chcialam do niego wrócic, ale on nie ma sił. Poprosil zebym się z nim nie kontaktowała, powiedział że musimy odpocząs, dac sobie czas i ze muszą nam minąc wszelkie uczucia, które do siebie czujemy. Widzę to że on nadal chciałby ze mną byc, a ja z nim, ale boli go to co wykrzyczałam. Tęsknię za nim i boję się, że juz nie wróci. Modlę się o to, by było jak dawniej. Od kąd nie jestesmy razem, zauwazyłam i zdałam sobie z tego sprawę że nie mam się zawet z kim spotkac. Mam w pobliżu tylko jedna przyjaciółkę, ale widuję się z nią tylko raz na jakiś czas, ponieważ ona założyła rodzinę i ma obowiązki. Ostatnio postanowilam wyjśc wieczorem na spacer (czasem w trakcie spaceru modlę się w myślach, przepraszam, dziekuje, mówie co sie stalo, proszę o coś). Miałam wtedy w kieszeni rózaniec, postanowiłam zadzwonic do ukochanego, bardzo chciałam go zobaczyc. Gdy za nim tesknie to ściskam w dłoni różaniec, wtedy też tak zrobiłam i jednak nie zadzwoniłam ale skręciłam w bok (chciałam iśc prosto) i wpadłam na niego. To juz drugi raz. Wczoraj również poszłam na spacer. Myslałam nad tym wszystkim, miałam już wracac do domu, chciałam wyciągnąc rózaniec z torebki i włozyc go do kieszeni, podniosłam glowe i znów zobaczyłam (przejechal autem ulicą, nie dokładnie wiem czy to był on, ale auto identyczne). Nie wiecz czy Bóg daje mi jakiś znak, ze warto czekac. Ta miłośc odmieniła moje życie. Może niektórym to się wydaje śmieszne ale ja wierze w przeznaczenie. Sam fakt że nigdy w życiu nie spotkałam osoby tak podobnej do mnie jak on. Czuję, że warto jest głęboko wierzyc. Nasza miłośc nie była przelotną, ale poważnym uczuciem, a prawdziwa miłośc opiera się na pomocy drugiej osobie, na wierze, na tym, że się tęskni, że się o kimś dobrze myśli. Nie traktuję miłości jako zabawę. Potrzebowałam tutaj to napisac. Proszę Was uprzejmie o modlitwę za miłośc nie tylko moją (by wszystko się ułożyło jak dawniej) ale też innych osób które jej potrzebują.
Wspomnę również, ze modlitwa jest zbawienna i głęboko w to wierzę. Oto świadectwo: Moja mama opowiadała mi, że zawsze miała problemy z nerkami, o ile dobrze pamiętam chyba miła kamienie i problem z oddawaniem moczu. Strasznie męczył ją bój, mimo to wybrała się na pielgrzymkę z moim bratem, siostrą i z moim tatą. Wtedy papieżem był Jan Paweł ll. Bolało ją strasznie na tej pielgrzymce, i zaczęła się modlic do Ojca Świętego o to by ulżyło. Po powrocie do domu poszła do łazienki. Jak ręką odjął od tamtej pory nie chorowała już na to :)
Kolejnym dowodem jest to, że żyję. Kilka razy w życiu byłam bliska smierci. Mama miała zagrożoną ciąże, gdy miałam się urodzic (miała45 lat). Urodziłam się bez oznak życia. Dopiero po kilku minutach "ożyłam". Zaraz po urodzeniu zachorowałam. Chorowałam ciężko do 13 miesiąca życia (salmonella i bakteria koli), Nie mogłam nic jeśc, bo wszystko się ze mnie "wylewało". Lekarze mówili że takie małe dziecko nie ma szans na przeżycie i ze już raczej nic ze mnie nie będzie. Mama siedziała ze mną w szpitalu przez cały ten czas i wymodliła :)
Mam nadzieję, ze również tak jak ja wierzycie, ze modlitwa czyni cuda. Proszę Was o modlitwę za miłośc i o to by między mną a ukochaną osobą wszystko się ułożyło z powrotem, bardzo tego potrzebuję. I wierzę, ze będzie dobrze, bo to co dostrzegam, gdy tylko się modlę, lub ściskam różaniec jest niesamowite. Oby Wam nie zabrakło nigdy wiary. Świat jest piękny, a życie mija dosc szybko, więc cieszmy się każdym dniem, chocby nawet był najtrudniejszy. Każdy trud jest do czegoś w życiu potrzebny, a wszystko co nas spotyka kształtuje nasze myślenie, pomaga nam wyciągac jakieś wnioski. Pozdrawiam Was gorąco, cieszcie sie życiem, wierzcie w modlitwę !
PS: jeśli trafiły się jakieś niesforne błędy w tekście to przepraszam :)
|