Użytkownik
wiesz co, teraz aktualnie mamy przerwę w wieczorach uwielbienia na okres wakacji i boje sie że przez tą przerwę ogólnie stracę kontakt z Bogiem
Offline
a na jakieś rekolekcje nie możesz jechać? Może do jakiś księży albo gdzieś
Offline
Gość
kamciosz95 napisał:
wiesz co, teraz aktualnie mamy przerwę w wieczorach uwielbienia na okres wakacji i boje sie że przez tą przerwę ogólnie stracę kontakt z Bogiem
Mam wrażenie, że swoją wiarę uzależniłeś od tych wieczorów uwielbienia. Z tego może wynikać to, co piszesz o swoim pragnieniu zaśnięcia w Duchu. Nie wiem, czy dobrze myślę, może mam rację, a może nie. Nie jestem ekspertem w sprawach duchowych, piszę tylko to, co mi się wydaje. Spróbuj wykorzystać ten czas na budowanie relacji z Bogiem.
Wiesz, czasem dobre sprawy potrafią przysłonić nam rzeczy najważniejsze. Sama chodziłam początkowo na msze o uzdrowienie z czystej ciekawości, bo twierdziłam, że to jakieś nienormalne i nawiedzone, zainteresowałam się tym od zupełnie innej strony. Z czasem dopiero zrozumiałam, na czym polega tego rodzaju nabożeństwo, i że nie są najważniejsze te upadki, języki itp., tylko to, co dzieje się w sercu. I skupiam się na swoim wnętrzu, a upadające obok mnie osoby nie robią na mnie wrażenia.
Wieczory chwały to specyficzne formy modlitwy, które nie każdemu odpowiadają na różnych etapach życia. Ale nie da się żyć tylko nimi. Ja chętnie na nie przychodzę, ale równie ważne jest dla mnie 10 min. adoracji czy modlitwy w kościele, ,,zwykła" msza święta, modlitwa w drodze dokądkolwiek, koronka czy różaniec. czytanie Pisma Świętego. To wszystko stanowi całość, która składa się na jakąś relację z Bogiem.
Po prostu wakacje od wieczorów uwielbienia wykorzystaj na wakacje z Bogiem Można Go spotkać nie tylko w czasie takiego nabożeństwa
Użytkownik
właśnie boję się Rita że to właśnie było jakieś uzależnienie od tych wieczorów uwielbienia ale na każdej modlitwie rano i na wieczór proszę o to bym nie stracił Pana
Offline
Gość
spróbuj na "zwykłej" Mszy Świętej zauważyć piekno Boga, przecież jakikolwiek kontakt z Panem jest taki cudowny.. Nie możesz się opierać tylko na tych uwielbieniach, bo to Cię skieruje na złą drogę (będziesz chciał tylko doświadczać a zapomnisz o wierze). Proś Jezusa aby Ci pomógł, pamiętaj, ze On Cię nie zostawi, zawsze będzie przy Tobie - wystarczy się w Niego wsłuchać..
Gość
Witam wszystkich
Forum znalazłam przez przypadek, szukając wyjaśnienia sytuacji, która się wydarzyła wczoraj... Ale zacznę od początku - po raz pierwszy z zaśnięciem w Duchu Św. miałam do czynienia na rekolekcjach kilka miesięcy temu. To było w mojej szkole. Sama skorzystałam z tej indywidualnej modlitwy z nałożeniem rąk, ale stojąc w kolejce prosiłam Boga, byleby nie upaść. Przerażało mnie to niesamowicie... Tak też się stało. Nie upadłam i w zasadzie można by powiedzieć, że nic się nie stało... Aczkolwiek czułam się tak niesamowicie szczęśliwa, jakby ktoś zabrał ode mnie wszelkie smutki.
Po rekolekcjach dowiedziałam się, że co czwartek w kościele są adoracje, a co miesiąc odbywają się modlitwy o uzdrowienie. Głupio mówić, ale na pierwszej adoracji byłam nie ze względu Boga, ale człowieka, do którego wydawało mi się, że coś czuję (w zasadzie to on mnie namówił na tę adoracje). Byłam bardziej zapatrzona w niego niż w Boga, który stał przede mną w żywej postaci... Wtedy nic się nie zdarzyło, bo w ogóle się nie zaangażowałam. Owy człowiek, przez którego to wszystko się zaczęło dziać, zaczął mnie namawiać na kolejne adoracje. No i kolejny raz też poszłam ze względu na niego, z tym, że wtedy zaczęło się coś dziać. Klęcząc przed Najświętszym Sakramentem zapomniałam na chwilę o całym świecie i po prostu zapatrzyłam się w Pana Jezusa. To było coś cudownego. Lśnił tak pięknie, że nie mogłam się oprzeć. Zaczęłam z Nim rozmawiać, mówić mu o swoich problemach, o tym, co mnie dręczy... I w pewnym momencie poczułam łzy na policzku. Jakiś czas potem byłam zalana łzami. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Adoracja się skończyła, a ja nadal płakałam. Wcześniej wspomniany chłopak zabrał mnie do księdza, uprzednio mówiąc, że to dobrze, że płaczę. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Księża rozmawiali ze mną, pytali czy coś zobaczyłam itd. Praktycznie rzecz biorąc nie mogłam nic powiedzieć. Ciągle płakałam. Gdy doszli do wniosku, że to dar łez i pomodlili się, nakładając ręce na moją głowę, poczułam jakąś ulgę (?), nie wiem jak to nazwać... I zaczęłam się śmiać. Śmiałam się jak dziecko! I tutaj otrzymałam kolejny dar, jak stwierdzili - dar śmiechu. Po owym dniu czułam się oczyszczona wewnętrznie i szczęśliwa... Zaczęłam chodzić do kościoła, spowiadać się regularnie, przyjmować Komunię i ogólnie byłam blisko Boga.
Po jakimś czasie zaczęłam grzeszyć i co najgorsze nie potrafiłam iść do spowiedzi... Budziłam się w nocy, zwykle o 3, czułam, jakby coś we mnie siedziało, a ja byłam bezsilna... Pewnego razu miałam wrażenie, że wszyscy się ode mnie odwrócili. Nawet z przyjaciółką nie mogłam porozmawiać, bo miałam wrażenie, że mnie ignoruje... Poczułam się samotna i po prostu rzuciłam się na łóżko, wyjąc (bo płaczem tego bym nie nazwała) wniebogłosy. Miałam wrażenie, że moje ciało płonie... Nie miałam siły, by żyć, tak po prostu... Nie mogłam ustać na nogach, uginały się pode mną. Szczerze mówiąc, myślałam, że to koniec, zwłaszcza w momencie, gdy mówiłam "Panie Jezu, proszę Cię, pomóż mi", a było ze mną jeszcze gorzej... Trzęsącymi rękoma wyjęłam różaniec i usiadłam na podłodze. Przytuliłam go do siebie i zaczęłam się modlić do Maryi. Uspokoiłam się, ale byłam cała rozpalona. Wzięłam buteleczkę z wodą święconą i zrobiłam znak krzyża. Po jakimś czasie doszłam do siebie... To było straszne i nie życzę nikomu takiego przeżycia...
Wracając do adoracji - jakiś czas po tym zajściu była adoracja. Poszłam na nią już ze względu na siebie, na konieczność rozmowy z Bogiem. I wtedy po raz pierwszy zasnęłam w Duchu Św. Właściwie to modląc się podczas adoracji gorąco o to prosiłam Boga. Chciałam zasnąć i uwolnić się od problemów. I Bóg mi dał to, o co go prosiłam. Jednak było coś jeszcze - klęcząc moje ciało zdrętwiało i nie mogłam się poruszyć. Zupełny paraliż. Choć byłam świadoma tego, gdzie jestem, ciałem byłam nieobecna. I znów zaczęłam płakać.... Podobno tak się dzieje, gdy nie jest się wyspowiadanym, a ja wówczas nie byłam (mam tutaj na myśli płacz i paraliż). Każda kolejna adoracja bez spowiedzi kończyła się podobnie.
Duch Św. wielokrotnie we mnie działał i to niesamowite, że nawet ktoś, kto robi tyle rzeczy przeciwko Panu, dostaje tak wiele. Miłosierdzie Boga jest nieskończone!
Jeśli chodzi o takie "namacalne" działania, czy jak to nazwać, to wczoraj przeżyłam jeszcze jedno... Leżąc w łóżku, słuchałam piosenki "Veni Sancte Spiritus", powtarzałam te słowa w myślach i w pewnym momencie "wyłączyłam się" totalnie. Nie wiem, czy było to zaśnięcie w Duchu, bo jeśli nie, to na pewno było to coś zbliżone do tego (nie wiem, czy zaśnięcie jest możliwe podczas indywidualnej modlitwy, czy tylko podczas modlitwy adoracyjnej). Przez chwilę czułam taką pustkę w myślach i miałam wrażenie, że coś mnie wgniata w poduszkę. Wciąż powtarzałam słowa... I w pewnym momencie miałam wrażenie, że coś mnie unosi do góry. Po skończeniu mojej modlitwy, gdy już miałam zamiar iść spać, czerń i pustkę myśli wypełniło fioletowe światło. Z początku tylko malutki płomyczek, który stopniowo się poszerzał do momentu, aż wypełnił mój umysł całkowicie. Podczas któregoś z etapów "poszerzania się" płomyczka widziałam oko gołębia i taki trzepot jednego ze skrzydeł. I wtedy znów poczułam się szczęśliwa i wolna. Jakby ktoś zabrał ode mnie wszelkie troski i smutki.
Straszliwie się rozpisałam, ale jeśli ktoś ma ochotę, niech czyta
Bóg działa, nawet jeśli w to nie wierzymy. Bóg działa nawet, jeśli tego nie chcemy. I daje żywe dowody na to, że zawsze jest obok nas i pomaga z każdym problemem.
Gość
nessi napisał:
to niesamowite, że nawet ktoś, kto robi tyle rzeczy przeciwko Panu, dostaje tak wiele. Miłosierdzie Boga jest nieskończone
Sama tego doświadczam, Bóg jest wielki ale osobiście aktualnie nie czuje "pociagu" do zaśnięcia, jakoś myślę, ze to przestrzeń nieznana i dla mnie niechciana, boję się co by sie mogło po tym stac
Gość
szukajaca Boga napisał:
nessi napisał:
to niesamowite, że nawet ktoś, kto robi tyle rzeczy przeciwko Panu, dostaje tak wiele. Miłosierdzie Boga jest nieskończone
Sama tego doświadczam, Bóg jest wielki ale osobiście aktualnie nie czuje "pociagu" do zaśnięcia, jakoś myślę, ze to przestrzeń nieznana i dla mnie niechciana, boję się co by sie mogło po tym stac
Też się bałam. Wręcz przerażało mnie to. Ale teraz wiem, że to dar. Nic złego. Dużo ludzi się boi. Pamiętam, jak niedawno leżałam na ziemi i długo nie wstawałam, to słyszałam głosy z przerażeniem mówiące "dlaczego ona nie wstaje?". Ale gdy tak leżysz, to czujesz coś niesamowitego i po prostu nie masz chęci by wstawać. Taki spokój, ukojenie i szczęście po prostu (tzn. ja to czuję, nie wiem jak inni:))
Gość
hmm troszkę mnie uspokoiłaś zobaczymy czy się kiedyś "wybiorę"
Użytkownik
nessi bardzo Ci dziekuję że tak sie rozpisałaś. Naprawdę takich Długich świadectw potrzebuję. Nie wiem czy to naormalne ale podczas czytania Twojego świadectwa zacząłem płakać. Nie wiem czemu, moze z tego ze Bóg tyle Tobie ( nam) daje ,ale napewno nie z zadrości. Jeszcze raz dziekuję a Wy nadal kontynuujcie swoje świadectwa bo zaczynam rozumieć cały bieg tych Wieczorów Uwielbienia
Offline
Kamciosz, nasunęła mi się teraz pewna myśl: Na czym opierasz swoją RELACJĘ z Chrystusem? Czy jest to relacja OSOBOWA? Odpowiedz sobie, zastanów na czym taka relacja ma polegać. Czy Go poznajesz w Piśmie Świętym? Trzymaj się, będzie dobrze : ))
"Wierzyć - to znaczy nawet się nie pytać,
jak długo jeszcze mamy iść po ciemku."
ks. Jan Twardowski
Offline
Użytkownik
Tak pozanaję w Piśmie Świetym- czytam codziennie. Moje relacje z Bogiem zaczęły się właśnie od tego pierwszego Wieczoru Uwielbienia. Tylko że źle przyjąłem te wieczory - tylko prosiłem Boga o te upadki ( na szczęście od tej przerwy wakcyjnej troche ochłonąłem- mam taką nadzieję) i byłem tym pochłoniety. A dokładnie kolega namówił mnie na te wieczory. W szkole bardzo chcę być coraz bardziej lubiany więc zależało mi również i na tym koledze. Na to ja odparłem że ok- pojadę- dodatkowo zachecił mnie tym pokazując taki filmik właśnieo upadkach. Myślę kurczę muszę to zobaczyć. Jechałem tylko o te upadki i o te relacje z tym kolegą. Może to bardzo głupie.Myślałem że on przez te wieczory zacznie mnie wypytywać, coś w stylu " no i jak czujesz Ducha Świetego?" " fajnie że jesteś" itp. i ze tak zacznie się nasza rozmowa potem przyjaciel i w koncu mnie on zauważy. Stało się tak pół na pół. Wypytywał mnie o to ale i tak mimo wszystko uciekał do swojego grona przyjaciół z którymi był już zżyty. W takim razie ja pojechałem tak na następny Wieczór aby upaść by mnie zauważył. Podczas nałożenia rąk zrobiłem przedstawienie i wymusiłem upadek. Bardzo się z tym głupio czułem ( podobno gdy się upada nic sie nie czuje- ja miałem szczęście bo mnie złapał ksiądz) i nie wiedziałem jak się zachować by mój upadek był przybliżony do prawdziwego. . Po głowie chodziły mi okropne myśli co ja zrobiłem i w ogóle. Byłem załamany że dopuściłem siętakiego czegoś. Gdy przyjechaliśmy do domu położyłem się w pokoju na łóżku i płakałem ( naprawdę). Podczas modlitwy która zawsze była taka na odczep się stała sie ona prawdziwa - zacząłem prosić Boga by nie pozwalał mi na takie następne przedstawienia. kolega mnie lubił a ja nie wiem czemu ale chciałem mieć go tylko dla siebie bo po prostu go lubiłem i chciałem by ze mną rozmawiał jak z pozostałymi ( bo nasza rozmowa trwała może kilka sekund i dalej nie było tematu)
Wracając do tej modlitwy po tym wydarzeniu na wieczorze kiedy płakałem w pokoju to wydaje mi sie że tu wkroczył Bóg. Robiłem wszystko dla Niego by Go w jakikolwiek sposób przeprosić w formie modlitw szczerych, czytanie Pisma Świetego, pokochałem obrazki Jezusa Chrystusa które leżały mi gdzieś w szufladzie na końcu i nakleiłem je na ścianie koło łóżka.
Jednak mimo wszystko ciągle nachodzą mnie te myśli natrętne. Jedyną różnicą jest to że nie pragnę już tych upadków tak bardzo jak kiedyś ( praktycznie w zerowym stopniu) , moje modlitwy stały się prawdziwsze i częściej siespowiadam, zwiększyła sie moc mojej wiary i wiele innych ale do tej pory tak jak mówię są jeszcze wielkie upadki też sierozpisałem
Offline
Gość
kamciosz, zauważam, że Twoje relacje z ludźmi - np z tym kolegą, którego chciałeś mieć "bliżej" z jakichś względów (najpewniej chęci przynależności, posiadania przyjaciół) przekłada się na relacje z Bogiem co jest normalne...O tyle normalne jeśli te relacje są zdrowe. Chyba musisz poszukać u siebie swoich ogromnych pokładów samoakceptacji i pewności siebie aby nie robić czegoś ze względu na kogoś ale na siebie. Pisze o tym bo sama przechodziłam podobny proces
I dlaczego chcesz się zbliżyć do Boga? Aby mieć przyjaciela? To bardzo dobrze, ale myślę, że Pan Bóg najbardziej czeka na naszą bezinteresowną miłość, bez względu na to co się w naszym życiu dzieje... Tak jak się modlił św.ojciec Pio - modlił się w intencjach nadsyłanych przez ludzi a na końcu dodawał "a dla siebie nie pragnę niczego"
Pozdrawiam
Ostatnio edytowany przez szukajaca Boga (2012-07-08 14:05:06)
Użytkownik
Ale w jaki sposób poszukać tej samoakceptacji w ogóle ?
Offline
Gość
najlepiej poczytaj na ten temat w jakichś książkach psychologicznych albo najlepiej porozmawiaj z psychologiem ja nie jestem specjalistą, trzeba koncentrować się na swoich mocnych stronach a brak samoakceptacji wynika z różnych czynników, u mnie było to dzieciństwo...
Użytkownik
A czy to jest możliwe że Bóg to wszystko "zaplanował", taką drogę że zapatrzony byłem w upadki a potem odrzuciłem je po to by się "nawrócić" ?
Offline
no wiesz .... Bóg ma różne pomysły i plany na nasze życie!
to jest niepojęte, nie do ogarnięcia !!
Offline
Gość
św. Augustyn by spytał czy to możliwe, że po takim życiu się nawrócił, św. Piotr - czy to możliwe, że po publicznym wyparciu się Chrystusa został pierwszym papieżem, Maria Magdalena czy to możliwe, że Chrystus nie ukamienował jej a dał jej życie... U Boga nie ma nic niemożliwego
Użytkownik
A może w jaki sposób wy sie nawróciliście ?
Offline
a może czy my w ogóle się nawróciliśmy ?
kiedyś ksiądz mi powiedział ze powinnam się nawrócić, ponieważ zobaczył mnie w innym kościele, a wtedy siostra zakonna powiedziała, ze ksiądz ma racje bo człowiek musi się całe życie nawracać
a skoro mowa o nawracaniu to: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!
Offline